Początek pracy – rozmowa i umowa

Pewnego dnia zadzwonił telefon – ktoś z sekretariatu szkoły chciał się ze mną spotkać „żeby zobaczyć na żywo, kto to ja jestem”. Już wtedy poczułem, że coś poważnego się szykuje. Ubrałem się schludnie, zachowywałem się bardzo profesjonalnie i starałem się wyglądać maksymalnie poważnie. Stoimy, rozmawiamy w korytarzu, atmosfera spokojna, a tu nagle pada pytanie: „Czy dałbyś radę zrobić remont na klatce schodowej?”. I w tym momencie dosłownie poczułem mrowienie w nogach – zadanie duże, miejsce publiczne, dzieci, nauczyciele, presja. Ale zebrałem się w sobie, spojrzałem spokojnie i powiedziałem: „Dam radę”. I tak się zaczęło…

Kiedy zobaczyłem, co tak naprawdę mnie czeka, to na początku nawet nie zwróciłem uwagi na trudność – pomyślałem sobie: „pomaluję ściany i po sprawie”. Wszystko wyglądało w miarę prosto… dopóki nie podpisałem umowy. Wtedy dotarło do mnie, że nie ma już odwrotu – zadanie większe niż się wydawało, miejsce odpowiedzialne, wszystko musi być zrobione solidnie. Pomyślałem: „No to się wpakowałem…”. Ale co miałem zrobić? Zacisnąłem zęby i wziąłem się do roboty jak malarz Warszawa – bez narzekania, krok po kroku

ściana na której połozona fizelina która zakryła pęknięcia na ścianie

Niestety nie zrobiłem zdjęć z etapu, kiedy przyklejałem siatkę ze szklanego włókna, ale uwierzcie – ona tam jest. Zdecydowałem się na ten krok, bo wiedziałem, że bez tego po czasie znów mogą pojawić się pęknięcia. Żeby ściany wytrzymały próbę czasu, to nie zwykłe malowanie pokoju warszawa, tu trzeba było wszystkie powierzchnie pokryć szklanym włóknem, a dopiero potem zabrać się za szpachlowanie. Po kilku warstwach wyrównania i szlifowania przyszedł czas na malowanie. Efekt końcowy? Widać go poniżej – ściany są równe, czyste i wyglądają jak nowe, a pod spodem dobrze ukryta solidna robota.

remont klatki schodowej

Koniec pierwszej klatki schodowej

Żeby dolna część ściany się nie brudziła i lepiej znosiła kontakt z codziennym użytkowaniem, dostałem zalecenie, by pokryć ją specjalnym lakierem bezbarwnym. Na początku miałem wątpliwości – myślałem, że może zostawi ślady albo zmieni kolor ściany. Faktycznie, po wyschnięciu delikatnie widać różnicę pod światło, ale za to ściana stała się dużo bardziej odporna na zabrudzenia i wilgoć. Teraz można spokojnie oprzeć się plecakiem czy dotknąć ręką – nic się nie dzieje, wszystko zostaje czyste. I właśnie o taki praktyczny efekt chodziło.

Na koniec mogę śmiało powiedzieć – wszystko się udało. Choć na początku czułem stres i miałem lekkie wątpliwości, to efekt końcowy mówi sam za siebie. Szkoła zyskała świeże, estetyczne wnętrze, a ja kolejne doświadczenie w niełatwych warunkach.

Do wykonania całej pracy potrzebne było sporo rzeczy i zaangażowania:

Było intensywnie, ale warto było – kolejne zadanie wykonane z sercem.

Ale to nie wszystko – zobaczyli ze robota wykonana i dali kolejną robote

Ale to jeszcze nie koniec historii! Gdy tylko zobaczyli efekt mojej pracy, od razu padło pytanie: „To może zrobiłbyś jeszcze dwie klatki schodowe?”. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo już wiedziałem, że to się może zdarzyć. Nie zastanawiałem się długo – skoro pierwsza poszła dobrze, a ja już miałem rozeznanie co do materiałów, czasu i wysiłku, to powiedziałem po prostu: „OK, robimy”. Teraz nie trzeba było już niczego odkrywać na nowo – wiedziałem co mnie czeka i mogłem działać jeszcze sprawniej.

Tutaj wszystko było naprawdę poważne – dużo rusztowań, dużo pracy i jeszcze więcej hałasu. Klatki schodowe to nie małe pokoiki, tylko wysokie przestrzenie, więc trzeba było wszystko dobrze zabezpieczyć, rozstawić sprzęt i działać z rozwagą. No i oczywiście – dzieci. Tyle ich było, że kiedy wybiegali z klas na przerwie, to aż w głowie dudniło od krzyków i bieganiny. Pracowałem z uśmiechem, ale czasem przydałyby się zatyczki do uszu! Mimo tego całego zamieszania, robota szła do przodu – krok po kroku, ściana po ścianie.

Finisz – koniec roboty, zadowolenie, pieniądze

Przez prawie miesiąc codziennie przychodziłem do szkoły, rozkładałem narzędzia, stawiałem rusztowania i krok po kroku robiłem swoją robotę. Ściany na klatkach schodowych były w naprawdę ciężkim stanie – pełne starych pęknięć, niektóre szły przez całą długość ściany. Wiedziałem, że nie ma sensu ich tylko zaszpachlować, bo po czasie znów by wyszły – dlatego na każdą większą rysę nakładałem siatkę z włókna szklanego, żeby wszystko było solidne i wytrzymało kolejne lata szkolnego życia.

W międzyczasie towarzyszyło mi coś jeszcze – dzieci. Wesołe, ciekawe, pełne energii. Kiedy pracowałem w ciszy, słyszałem jak szepczą z drugiej strony drzwi. A czasami zaglądały przez szpary i szczeliny, pytając: „A co pan tu robi?”, „A kiedy będzie gotowe?”. Było to zabawne i trochę rozczulające – przypominało, że to, co robię, ma realny wpływ na ich codzienne otoczenie.

Kiedy w końcu skończyłem ostatnie malowanie, uprzątnąłem wszystko i spojrzałem na efekt swojej pracy – poczułem prawdziwą satysfakcję. Zrobiłem coś dużego, odpowiedzialnego, trudnego. Zarobiłem dobre pieniądze, ale jeszcze ważniejsze – utwierdziłem się w przekonaniu, że naprawdę jestem fachowcem. To nie był zwykły remont. To był etap, który mnie wzmocnił – jako wykonawcę i jako człowieka, który nie boi się wyzwań.

odremontowana klatka scodowa w szkole zblizka

Raiting

Ocena strony

Średnia ocena. 5 / 5. Liczba głosów: 16

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszym, który oceni